poniedziałek, 31 marca 2014

Zapominalska




Mam zaniki pamięci.... 
Poważnie 
Albo jak kto woli - sklerozę...

Piątek po południu- pracuję w ogródku...
Nagle dzwoni komórka (zawsze siedzi w tylnej kieszeni spodni)..
Szybko chcę odebrać - wiecie jak to jest- gruba rękawica ogrodowa, przez co ręka niezdarna, do tego jeszcze lewa, bo coś mnie omamiło i wsadziłam telefon do lewej, zamiast jak zawsze do prawej kieszeni, chwila i telefon ląduje rozwalony na części pierwsze na ziemi...
Poskładałam....załączam i................
i nie pamiętam pinu!!!!!!!!
Przez prawie trzy lata wklepywałam magiczny numerek bez problemu....
nagle - czarna dziura!!!!!!!
Próbuję raz, drugi, przy trzecim już dłuższa chwila zastanowienia...
niestety coś usiadło na moich szarych komórkach- telefon zablokowany.......

Myślę- dobra, gdzieś musi być namiar na kod puk- znajdę i po sprawie....
No i znowu zanik pamięci!!!!!!!
Przeszukałam wszystkie miejsca domniemanego przebywania owej wybawczej karteczki- i nic.
Zapomniałam gdzie dałam....
A w telefonie wszystkie kontakty, zapisany kalendarz, no i nie wiem kto dzwonił...


Możecie sobie wyobrazić moją panikę...
Niby tylko telefon, ot zwykła rzecz. Pojadę do punktu t-mobile i po sprawie.

Ale bardziej byłam przerażona swoją utratą pamięci...
No, czasem zdarza mi się zapomnieć mniej istotne sprawy (no dobra trochę częściej niż czasem i te bardziej istotne też, ale to przez roztargnienie i głowę wiecznie zajętą planowaniem tego co i jak przerobić )
 ale żeby tak na amen? i nic? pustka, czarna dziura?


Odpuściłam na trochę, myślałam, że jak zajmę myśli czym innym, to w końcu olśnienie przyjdzie samo...........no i przyszło :-)
znalazłam kod puk, wpisałam i telefon działa....


Niby nic takiego- ot historia jakich wiele, ale ja do teraz nie pamiętam tego cholernego pinu...
Starość?  ale żeby już?   
Może choroba się jaka u mnie zaczyna?
A może naoliwić mnie trzeba, może zacięła się szufladka z ową informacją?


Trochę to niepokojące. Chyba jakiś Bilomag, albo inne jakieś ustrojstwo na pamięć i koncentrację by się przydało,
 bo przecież nie pójdę do lekarza : - przepraszam zapomniałam kodu pin, niech mi pan coś przepisze....

Też wam się zdarzają takie zapominajki?
Mam się martwić, czy śmiać?


Miłego tygodnia wam życzę.
Nie zapomnijcie o niczym :-)

wtorek, 25 marca 2014

Pracownia...


Witajcie w nowym tygodniu...
Dzisiaj zamęczę was zdjęciami :-)
Będzie dużo zdjęć i dużo chwalenia się.........

Zapraszam w skromne progi mojej pracowni.....



Co zrobiłam?
Pomalowałam ściany...we wnęce między szafą (która już była), a ścianą, zrobiłam blat stołu i półki z płyt przyciętych w castoramie....nogi stołu i stoliczek z szufladkami -ikea


Niepotrzebne pudełka po butach okleiłam materiałami, kryją w sobie różne potrzebne przydasie krawieckie. Brakuje jeszcze odpowiedniej lampki, na razie jest taka jaką znalazłam w domu.



Do biurka, które już było dołożyłam dodatkowy blat pod ścianą, wsparty na starej szafce rtv.  Można tam nawet robić mniejsze wykroje...




Większe projekty, bez problemu kroję na stole pingpongowym męża w pomieszczeniu obok...


Jest też i wielkie lustro, w którym można sprawdzić czy uszyta rzecz dobrze leży.....
Wilka szafa ( na zdjęciu jakoś zmalała), kryje w sobie nie tylko sezonowe okrycia wierzchnie, ale po dorobieniu dwóch półek, mieści również całą kolekcję materiałów...


Na czas robienia paniom paznokci, kącik krawiecki zniknie za zasłonką, a pracownia zmienia się w gabinet kosmetyczny...



A po drugiej stronie szafy.........niespodzianka.....



W tym miejscu był wieszak na kurtki i pudła.
 Z wieszaka i tak nikt nie korzystał a pudła szpeciły, więc zbudowałam z płyt ściankę i podest, na którym ustawiłam regały z butami, które już miałam i całość zasłoniłam ekranami (docelowo  ekrany i zasłonki będą takie same, ale na razie wykorzystałam to co miałam. Jeszcze nie dojechałam do hurtowni materiałów)...

Jeszcze zum na detale :-)






I pierwsze uszyte rzeczy:
-poszewka na poduszkę...


                                                       i spódniczka dla córki......


Ale się dzisiaj nachwaliłam...........a gdzie skromność?

Wybaczcie mi, ale po raz kolejny jestem bardzo zadowolona z pracy jaką wykonałam.
Pracownia jest jasna, wesoła i bardzo miło się w niej pracuje. To jedyne pomieszczenie w całym domu, które jest w 100% moje i tylko moje....(no i wylazła ze mnie samolubna baba)..
Zmieniłam ciemne, brzydkie wnętrze w dodatkowy pokój w którym na dodatek chce mi się być. 
Zgromadziłam ( no może jeszcze nie całkiem) w jednym miejscu, wszystkie potrzebne przydasie - a przecież, jakby nie było, wykonuję tu dwa zawody więc trochę tego jest..
 Nie muszę już latać po całym domu, aby zebrać wszystkie potrzebne do szycia akcesoria.

Już nie muszę się wstydzić pomieszczenia, które jest moim miejscem pracy i myślę,że mimo wielu funkcji jakie pełni jest przestronnie i czysto...

Kilka szczegółów dekoracyjnych trzeba jeszcze dopracować, ale to wyjdzie z czasem.
Teraz też jest ok.

Myślę, że dotarliście do końca i że nie zanudziłam was tym chwaleniem się :-)
Obiecuję, że następny post będzie nieco krótszy....

Pozdrawiam was serdecznie i życzę miłego, wiosennego tygodnia...




niedziela, 16 marca 2014

Plan jest....


Dzisiejszy post trochę bez ładu i składu, tzn. obrazki nie pokrywają się nijak z treścią, ale treść o tym co dopiero nastąpi, a temat dość rozległy i aby oszczędzić wam przydługich postów, podzieliłam go na dwie części...Takie samo pisanie niezbyt atrakcyjne i jak na blog wnętrzarski przystało trochę zdjęć też musi być :-)


Ostatni tydzień był bardzo ciepły i słoneczny, więc wszystkie zapędy wnętrzarskie zarzuciłam na rzecz ogródka. Cały tydzień biegałam z sekatorem i elektrycznymi nożycami i przycinałam iglaki i wszystko co na ten czas do przycięcia się nadaje, a i tak ogarnęłam dopiero przedogródek..
a gdzie cała reszta?!!
Powolutku rozkwita też balkon, czemu nawet kot się dziwi.....



Niestety zima postanowiła upomnieć się o swoje, więc na czas nieprzyjemnej walki wiosny z zimą, swoje siły i energię przenoszę z powrotem do domu.

I tak wracamy do meritum (ha, ha jakie fajne słowo. Jakoś tak chodzi za mną od wczoraj a to za sprawą kabaretu "paranienormalni" w Zabrzu)

Zawsze wszelkie zmiany w domu wprowadzałam skokowo -trochę tu, trochę tam, w rezultacie żadne pomieszczenie nigdy nie jest dokończone i nie wygląda tak jakbym chciała.
Jako postanowienie noworoczne, obiecałam sobie, że wszelkie zapędy dekoratorskie będę doprowadzać do końca, zamiast łapać wszystkie sroki za ogon... 


No, ale plany planami a życie pisze swoje scenariusze...chociaż nie powiem- salon już prawie skończony, zostało jeszcze tylko kilka szczegółów w postaci dopracowania komody, nowego pokrowca na puf itp. itd..
I te wszystkie zamierzenia miałam w planach dokończyć, ale..............
no właśnie..............
Nagromadziło mi się dość sporo zaległego szycia. Córki już marudzą i naciskają, aby się z obietnic wywiązać, a i zwożą coraz to nowe materiały (wiadomo wiosna idzie, zmiany w garderobie trza poczynić)...............a mnie demobilizuje ciągłe rozstawianie i chowanie maszyny (a właściwie dwóch, bo overlock też mam). Do tej pory szyłam w pokoju córek, ale młodsza ma sporą alergię na kurz, więc po każdej akcji szycie, była akcja sprzątanie...no ileż można?!

Więc z potrzeby, musi powstać odrębny kącik krawiecki, taki tylko mój, po którym nie będę musiała latać z maszynami i innymi akcesoriami towarzyszącymi, które występują w niemałej przecież ilości.
Pytanie tylko gdzie? Pokoi u nas deficyt..... więc padło na piwnicę...Ta u nas spora i czysta, chociaż obficie już wykorzystana.
Na szczęście posiadam tam już jedno pomieszczenie- tylko moje, które w czasach świetności można było szumnie zwać gabinetem. Tam upiększam klijentkom paznokcie, chociaż samo pomieszczenie trochę ostatnio zaniedbane i do weny twórczej nie skłaniało. Aż prosi się o mały remoncik. Trochę niepotrzebnych gratów się tam nazbierało i funkcji nowych też mu przybyło, bo przecież potrzeby coraz większe i rzeczy coraz więcej, a dom się przecież nie sklonuje :-)
Więc myślałam, jakby tam jeszcze kącik krawiecki wcisnąć, ale tak coby go nie było widać na czas robienia paznokci....



Olśnienie przyszło niespodziewanie............w kościele.
To była bardzo twórcza godzina :-) Mam nadzieję, że Bóg się nie pogniewa -w końcu tak całkiem tego czasu nie zmarnowałam.....
Wszystko dokładnie obmyśliłam, po przyjściu do domu pomierzyłam i plan jest........
Pogoda ma być brzydka, ogródek raczej musi poczekać. Za to na prace remontowo -dekoratorskie czas jak najbardziej odpowiedni.

Nadchodzący tydzień zapowiada się więc ciekawie. Będzie trochę malowania, trochę wiercenia i dużo zabawy.....Mam nadzieję, że plany uda mi się zrealizować, a potem od szycia się już nie wymigam :-)




Ale się dzisiaj rozpisałam :-)
 Mam tylko nadzieję, że was nie zanudziłam i ktoś dotrwał do końca.
Miłego tygodnia wam życzę - ciepłego i słonecznego....



poniedziałek, 10 marca 2014

Jestem


No trochę mnie tu nie było (nie tylko tu)..

A nie było mnie, bo mój internet całkiem odmówił współpracy..
Panowie od internetu tłumaczą to tym, że "sygnał internetu radiowego zależy od warunków pogodowych"...
taaaa, tyle że u nas im ładniejsza pogoda- tym internetu mniej...
Jak leje albo sypie śnieg to jest, a jak bezchmurne niebo, to nie ma...
Nie ogarniam tego!

No to sobie już ponarzekałam jak na rodowitego Polaka przystało...teraz mogę iść dalej......



Najpierw chcę gorąco przywitać nowych obserwatorów i wszystkich odwiedzających :-)
Cieszę się, że do mnie zaglądacie. 
Radość tym większa, że zdaję sobie sprawę z wszystkich braków i niedoskonałości tego bloga.

Codziennie zastanawiam się, czy nie zrezygnować z blogowania, bo co ja niby takiego wnoszę w waszą społeczność?
Ani teksty jakoś szczególnie powalające, ani zdjęcia specjalnie piękne, ani twórcze.
No, ale czytelników przybywa więc może jednak to ma chociaż troszkę sensu?
Obiecuję pracować nad sobą i wszystkie niedoskonałości nadrobić...

Do rzeczy...
Wiosna rozgościła się już na dobre, co widać na zdjęciach..
Kwitnące krokusy, fiołki i ciemierniki, oraz pracujące pilnie pszczółki, przegoniły już chyba zimę na dobre...(oby)



Chociaż ostatni tydzień był trochę zakręcony, a mnie dopadła jakaś niemoc nieczysta w postaci lenistwa, coś tam jednak podziałałam...

Dwie nowe poduchy zdobią małżeńskie łoże - każdemu według zainteresowań...
(ach, jak ja lubię tę technikę)
Poznałam ją dzięki Wam i serdeczne Wam za to dzięki :-)

Grafika: http://malowanykokon.blogspot.com

Grafika: http://deco-szuflada.blogspot.com
Wprawdzie obiecałam sobie, że będę wprowadzała zmiany w domu etapami tzn. pomieszczeniami.
Do tej pory tak "skakałam " po pokojach z tymi zmianami - trochę tu, trochę tam.
 Żadne pomieszczenie nie było do końca zaaranżowane tak jak bym chciała...
Od jakiegoś czasu pracuje właśnie nad dużym pokojem,
 ale takie dwie podusie do sypialni to nie jakieś wielkie zmiany, więc ustępstwo jednak niewielkie :-)
Większe zmiany w sypialni szykują się już niedługo...


Taką podusię z kotkiem i osłonkę na doniczkę zrobiłam znajomej w ramach podziękowania za wydrukowanie grafik laserowo...

Kotek to grafika z bloga Lilli:  http://malowanykokon.blogspot.com


Ozdobiłam też sobie kolejną świecę,
 chociaż świeca to akurat niewdzięczny materiał na tę technikę ...




Nowe życie dostał też stary gazetownik.
Był już troszkę sfatygowany. Kiedyś stał między rogówką a komodą i nie było go widać, a teraz zmienił miejsce i trzeba było go jakoś odświeżyć.
 Wyprałam i farbą do tkanin wymalowałam napis...
Jakieś cudo to nie jest, ale póki co, może być.



Troszkę przydługi ten post, ale trzeba korzystać póki internet jest..
Nowe życie dostała też komoda, no i rozpoczęłam pracę nad pasiastym wazonem, ale o tym następnym razem...

Dzięki, że wytrwaliście do końca.
Buziaki dla Was... Miłego tygodnia...

Anka

poniedziałek, 3 marca 2014

Zakupy za grosik...


No jednak trochę więcej niż grosik :-) 
Mowa o giełdzie staroci...
Wczoraj pierwszy raz w życiu wybrałam się na taką giełdę, chociaż odbywa się niedaleko mnie w każdą pierwszą niedzielę miesiąca. Wybierałam się już od lata, ale jak to czasem bywa nie zawsze udaje się zrealizować plany. Zresztą jakoś brakuje mi zdolności "szperacza", nie lubię robić zakupów w sklepach w których jest bardzo dużo rzeczy - zataczam kółeczko i jeżeli nic nie rzuci mi się w oczy, po prostu wychodzę a giełda właśnie z takim mnóstwem rzeczy mi się kojarzyła. Taka już moja skrzywiona natura- nie lubię szperać wśród rzeczy, jakoś nie umiem się wtedy na nic zdecydować...

Ale wracając do tematu: powiem szczerze, że jestem bardzo mile zaskoczona tym miejscem i już wiem, że będę tam wracać...
Chociaż zawsze wydawało mi się że na takiej giełdzie można kupić za przysłowiowy grosz, to niestety nie do końca tak jest. Nam (bo byłam z córką), oczywiście podobały się rzeczy najdroższe, ale to mnie akurat nie dziwi bo tak jest zawsze. 
Też tak macie, czy tylko my jesteśmy takie spaczone? 
No ale w końcu kupiłyśmy kilka rzeczy.....

W moim domu przybywa coraz więcej bieli i czerni, które jak wiadomo są zimnymi kolorami. Do takich barw bardzo pasuje srebro i takie zestawienia przeważnie widuję na waszych blogach. 
I chociaż podziwiam je i bardzo mi się podoba, to postanowiłam nieco ocieplić moje cztery kąty i wprowadzić złoto. Właściwie zawsze bardziej podobała mi się złota biżuteria niż srebrna, chociaż ze względu na cenę więcej mam tej drugiej...
U mnie zresztą jest wiele rzeczy w ciemnym brązie, których zmienić nie mogę ( a przynajmniej na razie), stąd pomysł na mosiądz..

Jak zwykle przed takimi działaniami zasięgnęłam inspiracji z netu..

szczególnie przypadło mi do gustu połączenie złota z niebieskim, a tego koloru u mnie tez sporo..


Między innymi kupiłam:
Dwie doniczki z mosiądzu...



druga z modnym ostatnio wykończeniem młotkowym..




Były jeszcze dwie mniejsze, zawieszone na łańcuszkach i żałuję, że ich nie kupiłam. Mam nadzieję, że za miesiąc jeszcze będą (bo że pojadę to pewne :-)

Misternie zdobioną paterę a właściwie paterkę..







Spełniło się też moje marzenie o kubełku do szampana, ponoć też z mosiądzu, ale pokryty czymś tam w srebrnym kolorze. Jak tylko go zobaczyłam, wiedziałam, że będzie mój...
Teraz robi za doniczkę dla storczyka, którego dostałam od  męża z okazji rocznicy ślubu..
kupiony głównie z przeznaczeniem na wazon :-)





W moje łapki trafiła również owalna taca, która była częścią piętrowej patery...  




Córka kupiła dwa pojemniczki na biżuterię- jeden kryształowy, a drugi również z mosiądzu...

Teraz tylko muszę wszystkie te złotka jakoś ciekawie rozlokować w domu.

Życzę miłego, kreatywnego tygodnia.

Anka